czwartek, 31 marca 2016

"Wołanie kukułki" (rec. 112)


Tytuł: Wołanie kukułki
Tytuł oryginału: The Cuckoo's Calling
Seria: Cormoran Strike (tom 1)
Autor: Robert Galbraith (J. K. Rowling)
Tłumaczenie: Anna Gralak
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Liczba stron: 452
Data wydania: 4 grudnia 2013











Umarli mogą mówić jedynie ustami tych, którzy nadal żyją i za pośrednictwem pozostawionych po sobie śladów.

Robert Galbraith to pseudonim J. K. Rowling, legendarnej autorki Harry'ego Pottera. Wydała pod nazwiskiem "Galbraith" swój pierwszy kryminał, Wołanie kukułki, otwierający cykl z Cormoranem Strikiem w roli głównej. Jej inną pozycją przeznaczoną dla dorosłych jest Trafny wybór wydany w Polsce w 2012 roku. Obecnie pisarka nazywa się Joanne Murray.


Lula Landry została znaleziona martwa pod oknem balkonu jej londyńskiego mieszkania. Media i dziennikarze snują domysły o przyczynie śmierci, aż wreszcie policja stawia kropkę uciszającą ich wszystkie wołania - Landry popełniła samobójstwo. Jej brat, John Bristow, nie może jednak w to uwierzyć. Zatrudnia prywatnego detektywa, Cormorana Strike'a, byłego żołnierza bez dachu nad głową, aby ustalił, co zdarzyło się w noc śmierci Luli. Strike'a czeka długa droga przez tysiące różnych wersji ostatnich chwil Landry...


Przyznam od razu - nie jestem fanką kryminałów. No, wyjątek stanowić tu może tylko twórczość A. Christie. Zazwyczaj patrzę na ich wnętrze jak na wieczną gonitwę psa (policja) i niezwykle szybkiego kota (wiadomo kto). Kryminały niemal nigdy nie pozostawiają na mojej duszy śladów wzruszenia, rozbawienia, czy jakiejkolwiek barwniejszej emocji. Zawsze wylatują z głowy po tym, jak już odkryto sprawcę tragedii i oczywiście niezbędne w takich historiach motywy. Wołanie kukułki jest inne. Może nie jest to arcydzieło pod względem rozwiązania naszej tajemnicy, prawdy, kto zabił i dlaczego (choć jest w tej książce wątek, który naprawdę niesamowicie mnie zaskoczył). Ale ten sekret jest niezwykle dopracowany, doszlifowany, przemyślany w każdym calu. To, co wydarzyło się tamtej pamiętnej nocy, kiedy Lula Landry zamilkła na wieki, jest przedstawione w szczegółach przewijających się przez całą powieść, które jednak nie pozwalają nam, czytelnikom, w pojedynkę złożyć je w spójną, sensowną całość. A kiedy wszystko wychodzi na jaw, jesteśmy zaskoczeni, jak autorce udało się ukryć prawdę na tylu płaszczyznach i pod tyloma różnymi imionami.

Nie mam pojęcia, czy jestem w tym osamotniona, ale ja już po pierwszych stronach odczułam, że mam styczność z twórczością Rowling. Styl, który tak mnie oczarował w Trafnym wyborze, powrócił. Wzbogacił każdą stronę, każdą myśl. Pióro Rowling jest według mnie idealnym kompromisem między barwnymi, wyszukanymi, typowymi dla starszych powieści opisami a lekkością i swobodą książek nowoczesnych. Widać tutaj niezwykły kunszt i talent pisarki, jej zdolność do tworzenia bardzo wiarygodnych i intrygujących historii.

Wołanie kukułki opiera się na stopniowym odkrywaniu tajemnic śmierci Luli. Cormoran jest zmuszony przeprowadzić dużo (czasem bardzo ciężkich) rozmów z osobami, które znały ofiarę lub były blisko niej, gdy wyleciała z okna. To właśnie na tych dialogach opiera się większość książki. Zeznania kolejnych osób nie zgadzają się ze sobą, wszyscy dodają kolejne, niby dobrze ukrywane przez innych drobnostki, które zaczynają mieć coraz większy wpływ na to, w jaki sposób patrzymy na sprawę. Cormoran był wielokrotnie zmuszony do wybierania między dwoma odmiennymi sądami, odrzucając fałsz zabarwiony na prawdę. Niemal zawsze towarzyszyło temu jedno pytanie - czy dobrze wybierał?
Podczas lektury czuć można było ukłucia dziwnej fascynacji, powątpiewania. Może Rowling nie udało się mnie wodzić za nos, lecz nie sądzę, żeby właśnie na tym jej zależało. Wystarczyła jej ta nuta niepewności, która ciągnęła się za mną przez całkiem długi czas, zwłaszcza kiedy akcja zbliżała się do kulminacyjnego momentu, do wyjaśnień. Wbrew pozorom odpowiedzi nie robiły się wtedy jaśniejsze. Rowling pozwoliła nam błądzić w gąszczu odpychających się i przeplatających ze sobą prawd, cały czas prowadząc do tej najprawdziwszej. Myślę, że Wołanie kukułki jest, w porównaniu do innych kryminałów, niezwykle spójne i uporządkowane, bez śladu chaosu, dziwnych, niemających znaczenia wątków, które wymyślane są tylko po to, by odciągnąć naszą uwagę, by nie przybliżyć rozwiązania tajemnicy aż za bardzo, byśmy mogli je poczuć, lecz nie dotknąć i które pozostawiają nieprzyjemne uczucie. Ten kryminał jest prawdziwym kryminałem - z prostą akcją, lecz wciąż niepozwalającym na odkrycie prawdy samemu.

Atutem tej powieści są świetnie skonstruowani bohaterowie. Główny bohater, nasz detektyw, jest bardzo wrażliwym i inteligentnym człowiekiem. Bardzo spodobały mi się wplecione w fabułę wątki jego służby w armii, gdzie stracił nogę, pełnej wzlotów i upadków miłości ze swoją narzeczoną czy nieszczęśliwego dzieciństwa. Strike oraz jego równie spostrzegawcza i sympatyczna asystentka, Robin, tworzą świetnie zgrany duet (przyjaciół!), którzy dobrze się uzupełniali i podsuwali sobie dobre pomysły związane ze śledztwem. Każdy z przesłuchiwanych przez Strike'a miał swój własny charakter, zachowania, nawet sposób mówienia. Nie do końca wiem czemu, ale zapałałam wielką sympatią do projektanta Guy Somego, jego ironicznych komentarzy i sarkastycznej postawy.

Wołanie kukułki mogę ocenić jako bardzo, bardzo dobre. Uwielbiam styl Rowling, stwarzane przez nią postacie i jej szczegółowość, perfekcyjność w planowaniu i opracowywaniu każdej drobnostki. I choć nie przepadam za kryminałami, ten naprawdę trafił w mój gust. Może nie przez sam sekret, tylko dążenie do niego, które było intrygujące, zajmujące i wzbudzające dreszczyk emocji.

Ocena: 7/10.

PS Zastanawiam się nad usunięciem ocen z moich postów. Myślę, że czytając recenzję, nie powinno się patrzeć na numerek spłycający wszystko, co zostało napisane, tylko na przemyślenia i odczucia. Co o tym sądzicie? Powinnam je usunąć?

piątek, 25 marca 2016

"Wybacz mi, Leonardzie" (rec. 111)


Tytuł: Wybacz mi, Leonardzie
Tytuł oryginału: Forgive me, Leonard Peacock
Seria: -
Autor: Matthew Quick
Tłumaczenie: Jacek Konieczny
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 408
Data wydania: 8 października 2014










Mam taką teorię, że z wiekiem tracimy zdolność do bycia szczęśliwym.

Matthew Quick jest amerykańskim autorem. Dla kariery pisarskiej porzucił posadę nauczyciela języka angielskiego. Zdobył sławę dzięki swojemu debiutowi - Poradnikowi pozytywnego myślenia, na podstawie którego nakręcono film o tym samym tytule. Dotychczas w Polsce ukazały się jego cztery powieści, m. in. Niezbędnik obserwatorów gwiazd i Prawie jak gwiazda rocka.


Dzień osiemnastych urodzin jest dla Leonarda Peacocka dniem jego śmierci. Już dawno temu opracował plan działania. Ogolić głowę. Zapakować prezenty w różowy papier. Wręczyć prezenty jedynym ludziom, którzy mieli jakikolwiek wpływ na jego życie. Zabić Ashera Beala. Zabić Leonarda Peacocka.
I koniec. Koniec wszystkiego.
W świecie Leonarda nie ma kompromisów. Wszystko jest albo białe, albo czarne. A dzień, w którym rozliczy się z przeszłością i z ludźmi, którzy go nie rozumieją, jest nieunikniony. Pif-paf!


Niezwykle przejmująca, okrutna, życiowa, mądra, ważna i piękna książka. Kolejna metafora. Kilka obrazów, kilka prostych słów, kilka wewnętrznych monologów i tysiące emocji. Po raz kolejny Quick zostawia nas bez odpowiedzi, pozwala marzyć, pozwala przewidywać i liczyć na to, że los się uśmiechnie do naszego niezrozumianego, zapomnianego przez świat bohatera. Naprawdę trudno jest trafić na jedną z tak wartościowych książek. Autor porusza w niej niezwykle ważne tematy - cierpienia, niezrozumienia, samotności, zobojętnienia, inności, chęci zaistnienia, bycia, życia. A wszystko ubrane jest w ten niemal dziecinnie prosty styl, który wprost uwielbiam. Nadaje on charakter wszystkim powieściom Quicka, wyróżnia autora spośród milionów innych. Pierwszy raz natknęłam się na wykorzystanie przypisów w sposób, w jaki zrobił to Quick - stworzenie w nich wolnych, pourywanych, lecz zgodnych z odniesieniem myśli, które bardzo często zabierały całą stronę, czasem dwie.
Książka jest jakby głową Leonarda - piękną otchłanią pełną lęków, marzeń, myśli. Spomiędzy słów wyziera autentyczność, prawdziwość emocji, które przeżywał Peacock, jego dojrzałość. Rzadko kiedy mam do czynienia z faktycznie żywym bohaterem, lecz czytając Wybacz mi, Leonardzie naprawdę miałam wrażenie, że rozmawiam z dawno niewidzianym przyjacielem.

Myślę, że mogłabym pisać o tej książce godzinami. Sama pochłonęłam ją w niesamowicie szybkim czasie. Historia Leonarda nie pozwala się od niej oderwać, nie pozwala przestać o niej myśleć. To uzależnia. Każda nowa strona była dla mnie niczym prezent, z którego cieszyłam się jak dziecko. I kiedy stron zabrakło, znowu opanował mnie smutek. Nie wiecie nawet, ile dałabym za możliwość dalszej podróży z Leonardem po ulicach wypełnionych spieszącymi się dorosłymi, możliwość przeżywania jego myśli i emocji. Wiem na pewno, że kiedyś do nich wrócę.

Postacie są skonstruowane po mistrzowsku. Główny bohater jest człowiekiem pokroju Charliego z... Charliego (The Perks of Being a Wallflower), czyli idealnym połączeniem dziecięcej nadziei i gniewu czy smutku, które należą do dorosłych. Leonard jest bardzo inteligentnym i wartościowym człowiekiem, jednakże dla otaczających go szarych, jednakowych ludzi - zwykłym świrem, kimś innym i dziwnym. Znajduje on oparcie w równie nietuzinkowych postaciach, np. w starszym, palącym niczym smok sąsiedzie, z którym Leonard kocha oglądać czarno-białe filmy z Humphreyem Bogartem w roli głównej, czy w intrygującym nauczycielu o wyjątkowo dobrym sercu. Niektóre postacie drugoplanowe pokochałam, inne znienawidziłam. Gra na emocjach udała się Quickowi bardzo dobrze.

Wybacz mi, Leonardzie jest tak naprawdę bardzo smutną książką. Ale jestem pewna, że gdyby niektóre sprawy potoczyły się inaczej, bardziej pozytywnie, powieść nie byłaby tak prawdziwa. Nie trafiłaby do mnie w takim stopniu. Ta książka to piękne przesłanie. To coś więcej niż kilka zdań i ich sens wklejony gdzieś pomiędzy słowa. To jest prawdziwe. Nie chodzi mi o wydarzenia, o historię Leonarda. Wszyscy doskonale wiemy, że jest fikcyjna. Chodzi mi o przeżycia, o smutek, strach, rozbawienie, współczucie, przygnębienie ściskające serce. To jest prawdziwe.

Wybacz mi, Leonardzie to książka zmuszająca do głębszych przemyśleń, do zastanowienia się nad jej sensem. Nie można przejść koło niej obojętnie. Mnie ona do głębi wzruszyła i bez zastanowienia mogę ją umieścić na liście moich ulubionych powieści. Zachęcam wszystkich do przeczytania. Myślę, że to jedna z najważniejszych dla mnie książek.

Ocena: 10/10.
EDIT: Ocenę po pewnym czasie z 9/10 postanowiłam zmienić na 10/10 ;)

wtorek, 22 marca 2016

Przysłowiowy tag książkowy


Dzisiaj przygotowałam dla Was pierwszy w moim życiu tag. Pomyślałam, że dobrym wyborem będzie tag związany z przysłowiami. Wymyśliła go Klaudia z bloga Książki, recenzje, czytelnicy. (Brawa za kreatywność!) Ja nie zostałam mianowana przez nikogo, jednak mianuję każdego, kto chciałby zrobić podobny post!

Więc, już bez zbędnego gadania, zapraszam Was na Przysłowiowy tag książkowy! :)

1. Apetyt rośnie w miarę jedzienia - czyli książka jednotomowa, której kontynuację chętnie bym przeczytała.
Chętnie przeczytałabym kontynuacje Niezbędnika obserwatorów gwiazd czy Trafnego wyboru. 

2. Co za dużo, to niezdrowo - czyli kontynuacja, która była gorsza od pierwszej części.
Pierwsze, co nasunęło mi się na myśl, to Mechaniczna księżniczka Cassandry Clare. Nie jestem do końca pewna, czy mogę to zaliczyć do tej kategorii, ale dla mnie jest najodpowiedniejszym przykładem. Mechaniczny anioł był świetny, Mechaniczny książę jeszcze lepszy. A ostatni tom? W porównaniu z resztą - dno. Bohaterowie zostali okrutnie spłyceni, a ich uczucia i wyznania były żałosne i śmieszne.

3. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki - czyli książka, którą mogę czytać wielokrotnie.
Tutaj kandydatów jest kilku, ponieważ jeszcze nigdy nie czytałam żadnej książki dwukrotnie, choć oczywiście zamierzam to zrobić. Wybieram więc Powiedz wilkom, że jestem w domu, Białego Kła, Zapomnij patrząc na słońce, Gwiazd naszych wina (mam nadzieję, że wybieranie tylu pozycji jest dozwolone).

4. Stary, ale jary - czyli ulubiona książka z dzieciństwa.
Ewidentnie Biały Kieł, który był tak naprawdę pierwszą książką, którą pokochałam całym sercem i na pewno będę do niej wracać jeszcze nie raz.

5. Nie taki diabeł straszny, jak go malują - czyli książka, która mnie miło zaskoczyła.
Tutaj również muszę napisać o Białym Kle! Pamiętam, że Mama dała mi tę powieść do przeczytania, kiedy byłam mała. Początkowo książka mi się nie spodobała, bardzo mnie nużyła. Jednak za namową Mamy dałam jej jeszcze jedną szansę i to był jeden z najlepszych dziecięcych wyborów w moim życiu!

6. Nie chwal dnia przed zachodem słońca - czyli książka, która rozczarowała mnie swoim zakończeniem.
Gniew króla! O ile cała książka (ba! cała seria!) jest wspaniała, to zakończenie jest złe, zupełnie nie pasuje do charakteru Trylogii Valisarów. Myślę, że jest przesadzone i zbyt naciągane, zbyt... zbyt szczęśliwe...

7. Wyśpisz się po śmierci - czyli książka, w którą tak się wciągnęłam, że mogłabym zarwać przy niej nockę.
Nawet nie potrafię powiedzieć, jak bardzo wciągnęła mnie w swój świat Scarlet. Przeczytałam ją w ciągu czterech godzin, myślałam o niej jeszcze przez długi czas...

8. Mowa jest srebrem, a milczenie złotem - czyli książka z najlepszymi dialogami.
Wydaje mi się, że najlepsze dialogi są właśnie w książkach młodzieżowych! Osobiście uwielbiam dialogi w książkach Johna Greena czy Matthew Quicka.

9. Raz na wozie, raz pod wozem - czyli książka, która miała dużo zwrotów akcji.
Drżałam z emocji, czytając Alex. Ta książka jest niesamowicie nieprzewidywalna, nigdy do końca  nie wiadomo, o co tak naprawdę chodzi, kto jest kim. Dla mnie - kwintesencja thrillera.

10. Pierwsze koty za płoty - czyli książka, przez której początek nie mogłam przebrnąć.
Nie znienawidźcie mnie za to, ale muszę wskazać... Shirley. Uwielbiam twórczość sióstr Brontë, bardzo lubię tę pozycję, ale czytałam ją... pół roku. Naprawdę. Czytałam ją w czasie, gdy ciężki język powieści był moim najgorszym wrogiem i choć historia jest świetna, to nie mogłam się przełamać. Po prostu nie wychodziło mi czytanie, sama do końca nie wiem, dlaczego.

11. Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu - czyli książka, którą zna prawie każdy.
Oh, chyba nie ma osoby, która nie słyszałaby o Harrym Potterze, prawda?

12. Co ma wisieć, nie utonie - czyli książka, której zakończenie przewidziałam, będąc w trakcie czytania.
Sekretny język kwiatów Vanessy Diffenbaugh - książka była okropna, a zakończenie tak banalne i proste, że zastanawiałam się, czemu tę powieść skończyłam, skoro... znałam jej koniec. Zdecydowanie odradzam.

13. Od przybytku głowa nie boli - czyli ulubiona powieść licząca ponad 400 stron.
Po raz kolejny muszę wskazać Powiedz wilkom, że jestem w domu. Chyba nie przeczytałam innej książki, która trafiła do mnie tak jak ta. Po raz kolejny polecam, polecam, polecam, bo Powiedz wilkom zdecydowanie na to zasługuje!

14. Wszystko, co dobre, szybko się kończy - czyli ulubiona książka licząca mniej niż 200 stron.
Moja ulubiona to I nie było już nikogo Agathy Christie. Niezwykłe emocje i historia, mój pierwszy kryminał :)

15. Być kulą u nogi - czyli książka, w której występuje trójkąt miłosny.
Trójkąty miłosne są bardzo częstym zabiegiem w powieściach (zwłaszcza w młodzieżówkach), więc postanowiłam wybrać trójkąt, który najbardziej mi się spodobał i którego skutku do końca nie byłam pewna. Chodzi tu o Willa, Tessę i Jema z serii Diabelskie maszyny. W drugim tomie konflikt uczuć głównej bohaterki niemalże rozrywał mi serce.

16. Jedna jaskółka wiosny nie czyni - czyli autor, którego przeczytałam więcej niż jedną książkę/serię i każda z nich mi się podoba.
Tym razem wybrałam wspaniałego Markusa Zusaka, którego miałam przyjemność czytać Złodziejkę książek oraz Posłańca. Pisarz ma niezwykły talent do pisania, umie bowiem zmienić swój styl i elastycznie dopasować się do charakteru powieści.

17. Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby - czyli bohater, który czuje się niekomfortowo w sytuacji, w której się znalazł.
Temat rzeka. Takich bohaterów można wymieniać godzinami! Harry Potter, Cinder, Scarlet (Saga księżycowa), Katniss, Peeta i Gale (Igrzyska śmierci), i wiele, wiele innych...

18. Co cię nie zabije, to cię wzmocni - czyli bohater, który pod wpływem różnych czynników dorośleje.
Myślę, że dobrym przykładem będzie Oskar z Oskara i Pani Róży. Bohater przechodzi ogromną przemianę, gdy dorasta do pojęcia śmierci. Niesamowicie dorosły bohater w swój dziecięcy sposób.


To już koniec tagu. Koniecznie dajcie mi znać, czy się ze mną zgadzacie! Zapraszam Was również do stworzenia własnej wersji tego tagu! :)

środa, 16 marca 2016

"Upadek" (rec. 110)


Tytuł: Upadek
Tytuł oryginału: The Fall
Seria: Wirus (tom 2)
Autor: Guillermo del Toro, Chuck Hogan
Tłumaczenie: Krzysztof Skonieczny
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 414
Data wydania: listopad 2015










Guillermo del Toro jest meksykańskim reżyserem, scenarzystą i producentem. To twórca kilku świetnie przyjętych filmów, z których najbardziej znanym jest nagrodzony trzema Oscarami Labirynt fauna. Zainteresował się tworzeniem filmu już w wieku ośmiu lat.
Chuck Hogan jest amerykańskim pisarzem. Za swoją powieść Miasto złodziei otrzymał nagrodę im. Dashiella Hammetta. Książka ta została okrzyknięta przez Stephena Kinga jedną z najlepszych powieści 2005 roku.
Na podstawie serii Wirus powstał serial o tym samym tytule.


Wampiry odebrały ludziom wszystko. Społeczeństwo zdaje się zdawać sobie sprawę z tego, co dzieje się po zmierzchu, jednak media skutecznie apelują o spokój, twierdząc, że coś takiego jak wampiryzm wcale nie istnieje. Kolejne miasta zostają zarażone. Ludziom nie pozostaje wiele nadziei - tylko nieliczni wiedzą, jak się bronić.
Epidemiolog Eph Goodweather próbuje uporać się ze śmiercią żony i za wszelką cenę uchronić przed jej wampirzą postacią jego synka Zacka. Razem z Norą, Fedem i Setrakianem wciąż walczą z okropnymi potworami. Okazuje się, że klucz do zwycięstwa może stanowić tajemnicza, stara księga, Occido Lumen, na którą poluje Mistrz.
Na dodatek, do okrutnej gry dołączają wampiry równe Mistrzowi. Na zbuntowanego wampira, który postanowił wyjść z cienia, poluje bowiem pozostałych sześciu Pradawnych. Starają się pokrzyżować mu plany.
Czasu jest coraz mniej. Wampirza zaraza się rozprzestrzenia. Nikt nie wie, czy ludzkiemu gatunkowi uda się przetrwać kolejne noce.


Może się zmieniłam. Może teraz nie podobają mi się takie książki, w jakich zaczytywałam się kiedyś. Bo Wirusa, pierwszą część trylogii, czytałam już dawno temu i to, co pamiętam, różni się od tego, co dostałam w drugim tomie. Nie mówię, że powieść jest zła, o nie! Nie mówię, że mi się nie spodobała, tylko... nie spodobała mi się aż tak. Przeszkadzało mi w niej kilka dość istotnych wątków i choć z łatwością mogłam zanurzyć się w tym świecie, nie mogłam w nim utonąć, pozwolić, by mnie pochłonął i przejął. Czytanie tej powieści było jak unoszenie się tuż pod powierzchnią, patrząc na to, co dzieje się na dole, ale nigdy nie potrafiąc się tam znaleźć.

Pierwszym, zdecydowanie jednym z ważniejszych aspektów książki, które przemawiają na jej niekorzyść, jest zmiana Epha. Szczerze? Nie mam pojęcia, czy był równie irytujący w pierwszej części, czy wręcz przeciwnie. W Upadku Eph jest bohaterem wyjątkowo płaskim, nierzeczywistym, tekturowym. Dla mnie nie ma on kompletnie żadnych cech charakteru, był najbardziej przeciętnym i niewyróżniającym się człowiekiem, jakiego mogli stworzyć autorzy. O wiele przyjemniej czytało mi się o szczurołapie, Setrakianie, czy Mistrzu.

Upadek do pewnego momentu był dla mnie powieścią, w której działo się wszystko, a równocześnie nie działo się nic. Nie mam pojęcia, co w głównej mierze zajęło te czterysta stron, bo mimo zakończenia, które jest naprawdę świetne, oni tylko walczą, gadają i myślą o tym, jak skończy się apokalipsa. Przez przynajmniej trzysta pięćdziesiąt stron w książce nie ma zwrotów akcji, niespodziewanych, oszałamiających wydarzeń, czegoś, co wzbudziłoby we mnie większe emocje. Jednakże, bardzo łatwo przetrwać te momenty, aż dotrze się do wyczekiwanego końca. Upadek jest jedną z powieści, które można połkąć w jeden, dwa dni. Naprawdę przyjemnie, lekko i szybko się ją czyta. Styl del Toro i Hogana jest prosty, dla niektórych czytelników, takich jak ja, może aż za prosty. Przy tym lekkim piórze mądrości wypowiadane przez Setrakiana czasami wydawały się śmieszne, wtrącone na siłę, byle tylko można wynieść coś z lektury.

Teraz czas przejść do mocniejszych stron książki. Po pierwsze - zakończenie. Może to dziwne, zaczynać od końca, ale to właśnie te ostatnie pięćdziesiąt stron mnie pochłonęło, sprawiło, że znów odczułam prawdziwą przyjemność wynikającą z czytania tej serii, przypomniałam sobie klimat Wirusa. Jak dla mnie zakończenie jest szalenie nieprzewidywalne i daje mi naprawdę wielkie nadzieje na to, że Mrok, zakończenie tej historii, powali mnie na kolana. Równocześnie zakończenie wprowadza nas do zupełnie nowej wersji zdarzeń i świata, którego ludzie mogą się okazać równie brutalni i źli, co wampiry. Sam urok zakończenia, jego niezbyt szczęśliwy wydźwięk, zmusiło mnie do podwyższenia oceny tej powieści.

Po drugie - historia. Jak możecie się domyślić, nie mogę nazwać tej książki arcydziełem, ale pomimo niedociągnięć i tego, że nie może przekazać tak dużo, świetnie bawię się przy tej opowieści. Może to wina mojej miłości do apokaliptycznych światów, które zmuszają bohaterów do okropnych czynów, do zbliżenia się do granicy człowieczeństwa. Może to wina mojej miłości do wampirów ubranych w niepowstrzymaną żądzę krwi, nie świecącą na słońcu skórę czy czarny garnitur. Myślę, że sam pomysł, choć może nie tak oryginalny czy nowatorski, jest ciekawy i mam nadzieję, że autorom uda się wyciągnąć jak najwięcej z części trzeciej, która zapowiada się naprawdę wspaniale.

Bohaterowie, może oprócz kilku wyjątków (każdy wie, kogo mam na myśli) również są pozytywną stroną Upadku. Bardzo lubię Feta, który może w tej części nie istniał tak bardzo, jak istniał w pierwszym tomie i będzie istniał w przyszłości. Bardzo zaciekawiła mnie jego historia, historia, która wzbudza w nim wstyd i odrazę do swojej przeszłości. Mam nadzieję, że ten wątek zostanie rozwinięty.

Uwielbiam historię Setrakiana, która wykrzywiła mu dłonie i uczyniła człowiekiem, którym jest teraz. Del Toro i Hogan nawiązują w niej do II. wojny światowej i Holokaustu. Jest to zabieg, który pięknie wzbogaca opowieść i daje impuls do głębszych przemyśleń. W tej części Setrakian jest ukazany już po koszmarze, gdy próbuje uporać się z tym, co widział, gdy kocha, gdy wybiera drogę swego życia.

Podsumowując, Upadek spodobał mi się zdecydowanie mniej niż Wirus, choć wciąż pozostaje lekturą, przy której miło spędziłam czas, do której chętnie powrócę, gdy na rynku wydawniczym pojawi się Mrok. Jestem bardzo ciekawa zakończenia tej historii i mam szczerą nadzieję, że autorzy mnie nie zawiodą.

Ocena: 6/10.

Serdecznie dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka za możliwość zrecenzowania tej powieści!

niedziela, 13 marca 2016

"Cmętarz zwieżąt" (rec. 109)


Tytuł: Cmętarz zwieżąt
Tytuł oryginału: Pet Sematary
Seria: -
Autor: Stephen King
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 424
Data wydania: 12 maja 2009











Stephen King jest zapewne postacią bardzo dobrze Wam znaną. Niekoronowany król horrorów, autor przeszło sześćdziesięciu książek, z których większość została zekranizowana. Pisarz, którego książki można zobaczyć niemal na całym świecie. Sławę przyniosły mu już pierwsze powieści - Carrie, Lśnienie czy Miasteczko Salem. Kochany i podziwiany przez tysiące czytelników.


Rodzina Creedów - głowa rodziny Louis, jego żona Rachel, dwójka dzieci - Ellie i Gage, oraz kot Church - przeprowadza się do przyjaznego miasteczka Ludlow. Miejsce wydaje się idealne - okolica jest spokojna, sąsiedzi mili, a Louis dostaje świetną ofertę pracy. Piękny obraz nowego życia psuje tylko "Cmętarz Zwieżąt", do którego prowadzi ścieżka za domem. Miejsce to, wciąż zadbane (dzięki mieszkającym w sąsiedztwie dzieciom) i intrygujące, choć bardzo stare, nosi w sobie niezwykłą, ponurą tajemnicę. Louis zostaje zmuszony do odkrycia jej, gdy na ruchliwej drodze ginie kot jego córki, Church. Jednak za to, co postanawia zrobić, będzie zmuszony wkrótce zapłacić...


Tak naprawdę nie umiem stwierdzić, dlaczego Cmętarz zwieżąt nie spodobał mi się tak bardzo, jak inne książki Kinga, którego niezwykle szanuję, podziwiam i lubię. Czegoś zabrakło. Mam wrażenie, że w pewnym sensie brakowało tu pomysłu, czegoś, co dopasowałoby się, dopełniło wizję cmentarza, na którym dzieci chowają swych małych przyjaciół, wielu przejechanych na drodze. Horrorem Cmętarza bym nie nazwała, tak naprawdę fragmentów z dreszczykiem jest tam bardzo niewiele. Dla mnie jest to bardziej powieść psychologiczna, powieść o szaleństwie, o miłości tak wielkiej, że prowadzi do strasznych, destrukcyjnych czynów. Cieszę się, że w pewnym momencie autor poprowadził akcję właśnie w tym kierunku. Coraz głębiej w obezwładniające szaleństwo, coraz głębiej, aż szalone wydaje się racjonalne. Uwielbiam takie zabiegi i myślę, że akurat ten wątek bardzo dobrze udał się Kingowi. Za to należy lubić tę książkę.

Nie mogę powiedzieć, że polubiłam bohaterów. Jedyną, do której poczułam sympatię, jest córka Louisa, Eileen. Było coś bardzo wartościowego i urokliwego w mądrościach schowanych pod płaszczem prostych, dziecięcych słów. I mimo, że nie lubię Louisa czy Rachel, myślę, że postacie skonstruowane przez Kinga są autentyczne. Mają charakter, są prawdziwe, ich myśli mogłyby być myślami żywego człowieka. Ale nadal jest w bohaterach coś, co sprawia, że nie pałam do nich sympatią.

Zauważam pewną sztuczność w tej książce. Coś, co nie jest tylko wynikiem kilku paranormalnych zdarzeń. Myślę, że tego wrażenia nie można oddać słowami w odpowiedni sposób. Trzeba to poczuć. To, kiedy dzieje się coś nierealnego, a ty czujesz niesmak, bo wiesz, że to nie jest możliwe, to tylko wymysł pisarza i - co najgorsze - że to tylko książka. Bo autor nie pozwala ci uwierzyć w to, co dzieje się na kartach powieści.

Styl Kinga, który rzeczywiście jest bardzo specyficzny i rozpoznawalny - ja należę do osób, które właśnie za to tego autora lubią. King pisze bardzo plastycznie, prawdziwie. Uwielbiam niekiedy wyrwane z kontekstu, typowe dla niego zdania pisane kursywą (tak, tak, każdy fan Kinga będzie wiedział, o co chodzi). Lubię też poruszane przez pisarza tematy. W Cmętarzu skupia się on na śmierci, szaleństwie i miłości, czyli w moim odczuciu - najlepszym połączeniu, jakie może istnieć. I, tak jak już wspominałam wcześniej, właśnie te wątki, niszczące myśli Louisa wywołały we mnie jakieś emocje. Ta książka to ponura powieść o potędze uczuć, o zatrważającym strachu przed śmiercią. Ta krew to tylko przykrywka.

Chciałabym też wspomnieć o czymś, czego tak naprawdę nie zauważyłam w żadnej recenzji. O co chodzi? O historię Zeldy. Jak dla mnie, i tak niezbyt rozbudowana (bo choć opisana i wspominana niemal przez całą książkę, to krótka), stanowiła jeden z najbardziej ciekawych i fascynujących wątków Cmętarza. Historia zawsze robiła się interesująca, gdy cień Zeldy padał na poczynania naszej rodzinki Creedów. I to właśnie ten cień miał w sobie coś strasznego - nie, nie wywołującego dreszcze, tylko strasznego, okropnego, stawiającego czytelnikowi pytania, czym jest śmierć i co potrafi uczynić z człowiekiem.

Uważam, że Cmętarz zwieżąt, gdy pominiemy te kilka niedociągnięć, jest bardzo ciekawą i wartą przeczytania powieścią. Dobrze bawiłam się przy czytaniu i myślę, że czytelnikom liczącym bardziej na coś, co zmusza do przemyśleń, niż na ociekający krwią horror, książka przypadnie do gustu. Ja polecam, może nie sam Cmętarz zwieżąt, tylko samego Kinga, bo jest bardzo utalentowanym pisarzem i niektóre jego utwory można śmiało nazwać dziełami.

Ocena: 6/10.
Wciąż waham się między 6 a 7.

poniedziałek, 7 marca 2016

Więcej książek! (stosik nr 14)

Z racji, że od naprawdę bardzo, bardzo długiego czasu na moim blogu nie było żadnego stosiku, postanowiłam wziąć się w garść i znaleźć wszystkie książki, które siedzą sobie na moich półkach, a których jeszcze Wam nie pokazałam. Naprawdę ciężko było czegoś nie ominąć (i niestety to zrobiłam!), ale zgromadziłam niemalże wszystko, co od ostatniego stosiku pojawiło się u mnie na półce. Miłego oglądania! :)


Stosik I - książki recenzenckie
Jak możecie zauważyć, książki ustawione poziomo to książki od wydawnictwa Zysk i S-ka, a pionowo - od wydawnictwa MG. Pominęłam niestety Upalne lato Marianny, które prawdopodobnie wrzucę w przyszłości do następnego stosiku.

Poziomo, od góry:
  1. Upadek Guillermo del Toro i Chucka Hogana - to kontynuacja Wirusa, którego recenzowałam już dawno temu. Przyszedł do mnie dosłownie dzisiaj, więc nie miałam jeszcze okazji się za niego zabrać :)
  2. Lot sowy Mercedes Lackey i Larry'ego Dixona - zdecydowanie najsłabsza ze wszystkich książek, które możecie zobaczyć w tym stosiku. Jeśli ktoś chciałby zdobyć tę książkę, to chętnie się wymienię!
  3. Na drugą stronę Anny Kendall - dziwny przypadek, bo nie pamiętam dokładnie moich odczuć dotyczących tej książki. Prawdopodobnie była przeciętna, ale tak naprawdę nie umiem nic o niej powiedzieć.
  4. Patriotów 41 Marka Ławrynowicza
  5. Głód Knuta Hamsuna - recenzowany w ostatnim czasie :)
  6. W ciemnym zwierciadle Josepha Sheridana Le Fanu
  7. Kroniki Amberu Rogera Zelaznego
Pionowo, od lewej:
  1. Małe kobietki Louisy May Alcott
  2. Opowieści niedokończone Charlotte Brontë - niestety jeszcze nie przeczytane, bo choć zaczęłam (ba! byłam w połowie!), to kompletnie nic nie pamiętam z lektury i postanowiłam, że muszę wszystko zacząć od początku. Niestety czytałam Niedokończone opowieści w czasie kryzysu czytelniczego i, tak naprawdę, odbierałam to bardziej jak obowiązek niż przyjemność. Tak więc nie mogę się doczekać, aż ponownie zabiorę się za tę pozycję!
  3. Wichrowe Wzgórza Emily Brontë - oh, uwielbiam tę powieść! Na tę chwilę jest to moja ulubiona powieść sióstr i na pewno przeczytam ją kiedyś ponownie :)


Stosik II - prezenty
Mam tu książki, które otrzymałam na urodziny czy Święta, ze wszystkich jestem niesamowicie szczęśliwa :)

Poziomo, od góry:
  1. Chemia śmierci Simona Becketta
  2. Wybacz mi, Leonardzie Matthew Quicka - jestem niesamowicie podekscytowana tą książką! Czytałam już dwie powieści Quicka, obie przypadły mi do gustu, a Wybacz mi, Leonardzie zapowiada się naprawdę wspaniale. Na pewno przeczytam w najbliższym czasie :)
  3. Dziewczyna ognia i cierni Rae Carson
  4. Zemsta czarownicy Josepha Delaney - książka przeczytana, ale nie zrecenzowana. Tak naprawdę nie wiem, czy zdołam ją zrecenzować, gdyż czytałam ją już dawno temu. Na razie mogę powiedzieć tylko, że był to przyjemny powrót do serii, którą zaczęłam będąc dzieckiem. Chyba będę ją kontynuować :)
  5. GONE: Plaga Michaela Granta - czwarta część jednej z moich ulubionych młodzieżowych serii. Jestem już coraz bliżej końca! Książka również przeczytana, choć nie zrecenzowana.
  6. Ksin. Początek Konrada T. Lewandowskiego - nie mam pojęcia, czego spodziewać się po tej książce. Jeszcze nie przeczytana.
  7. Papierowe miasta Johna Greena - książka niestety nie zachwyciła mnie tak jak GWD tego autora, choć wciąż była dobra.
  8. Bastion Stephena Kinga - ta książka to szaleństwo. Nie mam pojęcia, kiedy znajdę czas na jej przeczytanie.
Pionowo, od lewej:
  1. Kosmos Tomasza Różka - teraz czytam, jeśli ktoś jest zainteresowany tematem kosmosu, to ta książka na pewno mu się spodoba :)
  2. Zniszcz ten dziennik Keri Smith - dziennika jeszcze nie skończyłam, choć i tak jest już porządnie poniszczony.


Stosik III - książki, które załatwiłam sobie sama
Większość książek jest kupionych, jednak zdarzają się wyjątki. Ostatnio nie wydawałam tyle pieniędzy na książki, więc... więc po prostu muszę to zmienić.

Poziomo, od góry:
  1. Ostatni z wielkich F. Scotta Fitzgeralda - wydobyłam ze stosu książek, których chciała się pozbyć moja babcia. Jeszcze nie czytałam.
  2. Przemiana Jodi Picoult - zdobyte już naprawdę dawno temu, nie do końca pamiętam nawet, w jakich okolicznościach.
  3. Rok 1984 Georga Orwella - to coś, co musiałam zdobyć!
  4. Michael Vey Richarda Paula Evansa - nie wiem czemu, ale jestem raczej negatywnie nastawiona do tej książki.
  5. Biegnij chłopcze, biegnij Uri Orleva
  6. Imię róży Umberto Eco
  7. Mara Dyer. Tajemnica Michelle Hodkin - książka, której nie cierpię, nie zrecenzowałam, ale przeczytałam i odkryłam, że to coś totalnie nie dla mnie. Jeśli ktoś chciałby się wymienić za tę pozycję, proszę o kontakt!
  8. Żółte ptaki Kevina Powersa
Okładką:
  1. Tajemnicza wyspa Juliusza Verne'a (w 2 tomach) - również wydobyte ze stosu książek porzuconych przez babcię, nie czytałam, ale myślę, że kiedyś to zrobię :)

I tak właśnie prezentują się moje nowsze (i starsze) nabytki. Koniecznie powiedzcie, co u Was pojawiło się ostatnio! :)