środa, 29 maja 2013

Recenzja książki "Złodziejka mojej córki".

"Złodziejka mojej córki" za mną.


Tytuł: "Złodziejka mojej córki"
Autor: Rexanne Becnel
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 512

"[...] kiedy milczenie staje się kłamstwem?"

O czym opowiada książka:

Roberta Fenner w wieku siedemnastu lat spowodowała wypadek samochodowy. Zginęła mała dziewczynka, Alyssa. Matka dziecka, Diane, nie może tego zapomnieć. Gdy jednak po latach spotyka Lissy, córkę Roberty, wszystko się zmienia. Kobieta postanawia zaadoptować dziewczynkę. Nie podejrzewa, że pokocha Lissy jak własną córkę.

"Dziecko za dziecko".

Kiedy Roberta wychodzi na wolność, po całych dziesięciu latach, postanawia znaleźć Lissy. Gdy dowiaduje się, że jej córkę adoptowała Diane, matka dziewczynki, którą zabiła, zaczyna mieć złe intencje. Sądzi, że kobieta szuka zemsty.

Kilka słów ode mnie:

Ta książka bardzo mnie zainteresowała. Spojrzałam na okładkę, przeczytałam tytuł i "Złodziejka mojej córki" od razu mnie oczarowała. Kiedy listonosz przyniósł mi paczuszkę, w której schowała się moja książka, skakałam z radości. Nie mogłam się doczekać, aż sięgnę po tę powieść.

Pomysł:

Pomysł jest idealny. To historia o dwóch kobietach - jedna pragnie odzyskać dziecko, które straciła, a druga pragnie odzyskać dziecko, które musiała opuścić.
Od razu spodobała mi się ta idea. Uwielbiam tę książkę. Właśnie za ten pomysł, za ten genialny pomysł. Byłam bardzo ciekawa, co skrywa ta książka. Czy jest aż tak dobra, taka, na jaką wygląda.

Styl pisania:

Ta książka podzielona jest na trzy części. Najpierw autorka opowiada historię Diane, później Roberty, a na końcu Lissy. Pierwsza była świetna. Druga była świetna. Trzecia była... niesmaczna. Może dlatego, że prowadzona była z perspektywy zbuntowanej nastolatki. I mam świadomość, że pani Becnel specjalnie napisała kilka słów takich jak "wow", "sorry", ale po prostu mi to nie pasowało. I jestem trochę zawiedziona. Miałam wielką nadzieję, że autorka będzie pisała wspaniale przez całą książkę.

Postacie:

W tej książce postacie były takie prawdziwe, niebanalne. Żadna z nich nie była sztuczna, wyidealizowana. To mi się podobało.
Jednak Lissy i jej przyjaciele byli tacy... niezbyt przyjacielscy. Nie polubiłam ich. Sama Lissy miała nadzieję, że każdy będzie robił to, na co miała ochotę. Kiedy ktoś się o nią martwił - miała to w nosie, a potem obrażała się na tę osobę. I teraz czas na moje pytanie: o co jej chodzi?!

Okładka, tytuł, opis z tyłu (opis - KLIK):

Okładka jest piękna. Przedstawia smutną dziewczynkę. Z tyłu widać sylwetkę jakiejś kobiety, która czule obejmuje dziecko. Diane i Lissy - to one są przedstawione na okładce.
"Złodziejka mojej córki" - to tytuł tej książki. Ciekawy, interesujący. Podoba mi się.
Opis jak najbardzej mnie zaciekawił. Zastanawiałam się, dlaczego sama nie wpadłam na tak wspaniały pomysł. Zazdroszczę pani Becnel tak niesamowitej książki ;)

Ocena: 7/10.

środa, 22 maja 2013

Recenzja książki "Zawsze przy mnie stój".

Zastanawiam się, po co te wstępy. Tak czy inaczej, przeczytałam kolejną książkę.
Z góry pragnę przeprosić za nieudaną recenzję. Brak weny i brak czasu, niestety.


Tytuł: "Zawsze przy mnie stój"
Autor: Carolyn Jess-Cooke
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron:  320

"Tam, gdzie jest miłość, nie ma przeszkód nie do pokonania"

O czym opowiada książka:

Margot po swojej śmierci wraca na Ziemię. Jako swój własny Anioł Stróż. Od tej chwili będzie świadkiem wszystkich błędów, jakie popełniła. Ma towarzyszyć swojej osobie od dnia narodzin do chwili śmierci. Będzie dokonywać trudnych wyborów. Ma za zadanie uchronić Margot przed demonami. Ma za zadanie
"Obserwować. Chronić. Rejestrować. Kochać".

Kilka słów ode mnie:

Spojrzałam na okładkę oraz przeczytałam opis. I wiedziałam, że powinnam zabrać się za "Zawsze przy mnie stój". Mówiłam "muszę mieć tę książkę, muszę mieć tę książkę", aż w końcu rodzice kupili mi ją na któreś tam święto. Nie mogłam się doczekać, aż chwycę tę lekturę i zacznę pierwszą stronę.
Książka mnie nie zawiodła.

To lektura niesamowita. Opisuje życie kobiety, która ma za sobą tortury w sierocińcu, a teraz ma problemy z alkoholem, rozbite małżeństwo i musi wychować agresywnego syna. Chciałam poznać historię Margot i trochę żałuję, że już skończyłam tę książkę.

Pomysł:

Pomysł wydaje się być bardzo interesujący. Tak, słyszałam wiele opowieści o Aniołach Stróżach, ale żeby pewna dziewczyna cofnęła się w czasie i chodziła za sobą krok w krok - tego się nie spodziewałam. I bardzo mnie zainteresowały skrzydła owych istot. Zamiast pokrytych piórem wielkich skrzydeł jak u ptaka Aniołom wypływają z pleców strumienie wody. To bardzo oryginalne, według mnie. Pomysł mnie zaciekawił.

Styl pisania:

Pomimo że autorce czasami zdarzały się wpadki, kiedy napisała "spoko", wybaczę jej. Może wezmę pod uwagę fakt, że syn Margot, mający za cel mówić jak najmniej, rozmawiał monosylabami. Czasami miałam wrażenie, że Ruth (czyli Margot po śmierci) mówi do siebie, a czasami do mnie. To mi się nie podobało. Ale do wszystkiego innego nie mam zastrzeżeń. Pełne, jasne opisy. Jest dobrze.

Postacie:

Pomimo że Margot za życia czasami mnie denerwowała, kiedy postępowała... po prostu źle, postacie, według mnie, na plus. Bardzo polubiłam Toby'ego i Theo. Hildę mniej, ale była ona rozpoznawalna, jedyna w swoim rodzaju. W sierocińcu też było tak... specyficznie. O Grobowcu i innych strasznych miejscach czytało mi się najlepiej.
Ale denerwowała mnie postawa Margot. Kiedy coś ją zasmuciło - brała butelkę. Kiedy czuła się zła - brała butelkę. I co z tego, że leczyła się ileś tam razy, a Ruth zapewniała, że jest już w porządku. To zawsze kończyło się tak samo.

Okładka, tytuł, opis z tyłu (opis - KLIK):

Okładka jest piękna, taka delikatna. Nie mogłam od niej wzroku oderwać.
"Zawsze przy mnie stój" to kawałek modlitwy do Anioła Stróża. Według mnie tytuł trafiony. Interesujący.
Aniele Boży,
Stróżu mój,
Ty zawsze przy mnie stój.
Opis bardzo mnie zachęcił, to dzięki niemu zadecydowałam, że chcę tę książkę. Nie żałuję.

Ocena: 8/10.

piątek, 17 maja 2013

Recenzja książki "Cień wiatru".

Dzisiaj skończyłam tego sławnego "Cienia wiatru"...


Tytuł: "Cień wiatru"
Autor: Carlos Ruiz Zafón
Wydawnictwo: MUZA SA
Liczba stron: 516

"Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to, co już masz w sobie"

O czym opowiada książka:

"[..]O książkach przeklętych, o człowieku, który je napisał, o postaci, która uciekła ze stron powieści, żeby ją następnie spalić, o zdradzie i utraconej przyjaźni. To historia o miłości, nienawiści i marzeniach żyjących w cieniu wiatru".
O tym właśnie opowiada ta książka.
Dziesięcioletni Daniel, zaprowadzony przez ojca na Cmentarz Zapomnianych Książek, wybiera z tysiąca  powieści książkę "Cień wiatru" Juliana Caraxa, nieznanego autora. Daniel dorasta i postanawia odnaleźć inne pozycje tajemniczego Caraxa. Okazuje się, że ktoś pali wszystkie egzemplarze. Daniel chce odkryć sekret autora "Cienia wiatru" i tajemniczego osobnika.

Kilka słów ode mnie:

Na możliwość przeczytania tej książki czekałam bardzo długo, niestety. Dzięki pożyczaniu i mojemu lenistwu dopiero teraz mogłam po tę lekturę sięgnąć. I przyznam, że jestem zachwycona. Słyszałam wiele pochlebnych opinii o tej książce. Każdy zachęcał mnie do przeczytania tej powieści. Wreszcie, kiedy wzięłam do ręki owe dzieło, poczułam, że od bardzo długiego czasu nie czytałam żadnej dobrej książki. Dopiero "Cień wiatru" otworzył mi oczy i chciałam przedłużyć czas czytania (co akurat widać).

Pomysł:

Pomysł według mnie jest genialny. Wystarczy przeczytać opis książki, by od razu poczuć, że to nie żadna fantastyka z oryginalnym pomysłem, a jednak obyczaj z oryginalnym pomysłem. Zafón stworzył wspaniałą historię, pełną tajemnic oraz sekretów, tworząc jakby świat w naszej głowie i sprawiając, że nie chcemy z niego wyjść.
Nie będę spoilerować, wiedząc, że jest jeszcze wielu, którzy mają chęć na tę książkę. Ale wystarczy dotrwać do końca, by wiedzieć, że kilka słów na odwrocie okładki to nie wszystko.
Ta książka to jedna wielka tajemnica. Mam nadzieję, że nią pozostanie.

Styl pisania:

Tę książkę lubi się właśnie za ten niepowtarzalny styl. Śmiały, prawdziwy styl. Autor pisał pięknie, barwiąc opisy ciekawymi epitetami. Zafón jest jedyny w swoim rodzaju. Sądzę, że po "Cieniu wiatru" każdy, kto był zachwycony ową powieścią, chodził jak w transie. Obok tej książki, obok tak niespotykanego stylu pisania nie można przejść obojętnie. Ta książka to samo piękno.
Myślałam, że tutaj się rozpiszę, a jednak napiszę mało. Czemu? Bo po prostu brak mi słów.

Postacie:

Bohaterowie byli jedyni w swoim rodzaju. Każdy z nich się wyróżniał. Czy to dzięki swoim powiedzonkom, czy charakterowi, po raz pierwszy tak dobrze odróżniałam postaci. Wystarczyło mi jedno zdanie, a wiedziałam już, kogo wypowiedź teraz czytam. To jest według mnie magiczne. I to, że chyba nie ma postaci, której nie lubię. Samej trudno mi w to uwierzyć, ale to najprawdziwsza prawda.

Okładka, tytuł, opis z tyłu (opis - KLIK):

Okładka jest według mnie po prostu piękna. Tajemnicza. Kiedy po raz pierwszy trzymałam książkę w rękach miałam przeczucie, że to będzie właśnie to - sekret.
"Cień wiatru" to według mnie świetny tytuł. Ciekawy, zachęca do sięgnięcia po tę pozycję. Przy okazji: tak zróbcie!
Opis, jak już wspominałam wcześniej, oczywiście jest bardzo interesujący. Nic dodać, nic ująć.

Ocena: 9,5/10 (pomiędzy 10/10).

Słowem, kocham tę książkę!

piątek, 10 maja 2013

Recenzja książki "Jutro".

Kolejna książka za mną.


Tytuł: "Jutro,
kiedy zaczęła się wojna"
Autor: John Marsden
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 272

"Niesamowite uczucie - powiedział Lee. - Świadomość, że za chwilę na zawsze odmienisz czyjeś życie".

O czym opowiada książka:

"Jutro" opowiada o wielkiej wojnie (która nazwana została przez Ellie trzecią wojną światową) i o warunkach, w których siedem przyjaciół musi żyć, by przetrwać.
Ellie i jej towarzysze wybrało się na wyprawę do Piekła. W tym czasie zaatakowano ich miasto. Gdy wrócili do rodzinnego miejsca ludzie zniknęli, a po ulicach pałętało się mnóstwo zagranicznej straży.
Od teraz oni muszą stworzyć nowe reguły, nowy świat. I pragną odzyskać najbliższych.

Kilka słów ode mnie:

Myślałam, że książka mnie powali, że bardzo mnie wciągnie, opowie coś, czego jeszcze nie znałam.
No cóż, pomyliłam się.
Fabuła była bardzo prosta, banalna, a niektóre posunięcia bohaterów po prostu głupie. Nie rozumiem, dlaczego książka tak bardzo się wszystkim podoba, gdyż ja nic w niej nie widzę.
Po kolejną część sięgnę tylko wtedy, jeśli niczego innego nie znajdę (co jest mało prawdopodobne).

Pomysł:

Pomysł był zdecydowanie najlepszy i oprócz okładki czy opisu był chyba jedyną rzeczą, która w książce mi się spodobała. Jednakże pomysł był źle wykorzystany. Autor, który umie dobrze pisać, przetworzyłby książkę w wielki bestseller.
Sama urozmaiciłabym to i owo, ale będę łaskawa i nie powiem nic więcej niż tylko to, że pomysł był genialny.

Styl pisania:

Oj, oj... Nieładnie. Cały czas widziałam słowa "wow" czy "sorry". Nie mam pojęcia, czy tłumacz nie mógł po prostu napisać "przepraszam" zamiast "sorry", czy po prostu taka była intencja Marsdena, żeby postacie posługiwały się "nowoczesnym językiem". Nie wiem i ponieważ jestem zła na "Jutro" nie chcę się dowiedzieć.
Niektóre opisy... hmm... czynności były wręcz... obrzydliwe. Przechodziły mnie ciarki, kiedy czytałam, jak zachowywały się niektóre postacie.
Och, i jak można było poświęcić aż tyle stron, aby kolejny raz Ellie rozmyślała, czy kocha jednego chłopaka, czy innego.

Postacie:

Nie polubiłam ani jednej postaci. Wszystkie były banalne i irytujące. Czasami zachowywały się żałośnie, a ich czyny były do opłakania.
I ich plany: może się uda, a może nie. No tak, przecież tego nie przemyśleliśmy i tamtego nie przemyśleliśmy... No cóż, damy radę! Trzeba wierzyć, że ktoś nas nie zastrzeli lub że nie wybuchniemy!
Według mnie wielki minus.

Okładka, tytuł, opis z tyłu (opis - KLIK):

Okładka przedstawia zwykłą dziewczynę. Nie, coś jeszcze! Chyba jeszcze jakiś tam wybuch w oddali. A mimo wszystko okładka mi się podoba.
Tytuł - "Jutro". Mhym, "kiedy zaczęła się wojna". Ciekawie! I zachęcająco.
Opis z tyłu - jak najbardziej mnie zachęcił, spodobał mi się.

Ocena: 4/10 (pomiędzy 3,5/10).

poniedziałek, 6 maja 2013

Recenzja książki "Księga Labiryntu".

Skończyłam kolejną książkę.


Tytuł: "Księga Labiryntu"
Autor: Carlo Frabetti
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 192

"[...]Jeśli nie wyjdziesz stąd w sposób należyty, część twych myśli pozostanie tu uwięziona"

O czym opowiada książka:

"Księga Labiryntu" opowiada o nas samych. Ta książka pozwala nam na odkrycie swojego umysłu, pozwala nam sprawdzić samych siebie. Po skończeniu ostatniej strony nadal myślał będziesz o każdym słowie, jakie przeczytałeś.
Kierujesz losem bohaterów. Sam, bez niczyjej pomocy. Musisz zdecydować, co zrobić, jak się zachować.
I nie przejmuj się, jeśli zamienisz się w żółwia! :)

Kilka słów ode mnie:

Książkę skończyłam po godzinie czy dwóch. Lektura ta miała 192 strony (z czego połowę przeczytałam, gdyż reszta to słowa skierowane do innego czytelnika), więc naturalnie przeczytałam ją w bardzo szybkim tempie.

Do książki zachęciła mnie koleżanka, która sama czytała tę książkę. Mówiła, że jest warta przeczytania, że jest świetna, że to wspaniała przygoda... Więc gdy na książkę natknęłam się w bibliotece, nie mogłam się powstrzymać.
"Księga Labiryntu" to książka, której się nie zapomina. Dzięki niej spojrzałam inaczej na świat, umiałam dostrzec niektóre wartości. Słowem, piękna opowieść.

Pomysł:

Według mnie tylko niezwykle pomysłowy człowiek mógł wymyślić taką książkę. By to wszystko ułożyć, zaplanować, autor musiał mieć niesamowitą wyobraźnię.
Książka, oprócz wielu sekretów, skrywała pułapki w których kryły się ogry, czarownice czy skrzaty. Czytając tę lekturę przypomniało mi się dzieciństwo!
Autor przedstawił również dziwne, jedyne w swoim rodzaju historie baśniowych postaci, takich jak Czerwony Kapturek, Śpiąca Królewna czy Królewna Śnieżka (w książce Śnieżna Dama). Kto by pomyślał, że mała dziewczynka w czerwonej pelerynie współpracuje z okropnym wilkiem by zwabić nieszczęsnych ludzi!

Styl pisania:

Styl pisania był... taki zwyczajny. Autor odnosił się bezpośrednio do czytelnika, więc czułam się, jakbym rozmawiała ze znajomym. Opisy podobały mi się, ale zabrakło mi trochę opisu wyglądu. Wiem, że ktoś miał czarne włosy, że miał kilka zębów, ale gdzie kolor oczu? Gdzie kształt twarzy i nosa? Nie wiadomo, więc, gdy miałam wyjątkowo mało czasu na "wyobrażenie" sobie postaci, po prostu było mi ciężko.

Postacie:

W tej książce najważniejszą postacią... jesteś ty. Tak, właśnie ty. To ty odpowiadasz za przebieg wydarzeń, to ty narzucasz bohaterom swoją wolę.
Za to baśniowi bohaterowie (jak wspominałam wcześniej) byli doskonale przedstawieni. Wprowadzali niesamowity nastój, wciągali mnie w ten magiczny świat.


Okładka, tytuł, opis z tyłu (opis - KLIK):

Okładka mi się spodobała. Te kosteczki informują nas, że w książce spotkamy się z matematyką. No cóż, wiele stron zapełniły same liczby, a kiedy musiałam policzyć wszystkie słowa w jednym rozdziale, podzielić je przez coś tam żałowałam, że nie sięgnęłam po inne książki Frabetti'ego.
Tytuł - "Księga Labiryntu". Hm, dla was pewnie zapowiada się interesująco.
Opis z tyłu - zabawny opis zachęca do przeczytania. I to zdanie: "Czy masz odwagę wejść do środka?" (książki, rzecz jasna). Czy nie chcielibyście po nim rzucić się na tę książkę?


Ocena: 8/10.

niedziela, 5 maja 2013

Recenzja książki "Oliver Twist".

No cóż, skończyłam pierwszą książkę w tym miesiącu.


Tytuł: "Oliver Twist"
Autor: Charles Dickens
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron:  536


"Wszyscy jesteśmy słabymi istotami"

O czym opowiada książka:

Lektura ta przedstawia, no cóż, niezwykle pechowe życie pewnego chłopca. Oliver, czyli owy chłopiec, jest sierotą i wraz z innymi pozbawionymi rodziców dziećmi musi żyć w głodzie i zimnie. Pewnego razu Oliver ucieka i znajduje miejsce u bandy złodzei. Tam zaczynają się niesamowite przygody chłopca.

Kilka słów ode mnie:

Do przeczytania owej książki zachęcił mnie tata, mówiąc, że powinnam "zacząć czytać poważniejszą literaturę". Zgodziłam się, myśląc, że może "Oliver" nie będzie taki zły. "Może mnie zaskoczy?" - myślałam, nieprzekonana, gdy spoglądałam na okładkę.
I przyznam, że "Olivera" czytało mi się przyjemnie. Lepiej! Bardzo przyjemnie.

Pomysł:

"Oliver" to kolejna książka, której pomysł jest zwyczajny. Nie dziwiłabym się temu i muszę zaznaczyć, że książkę napisano w latach 1837-1838, kiedy ludzie nie myśleli o Nieustraszonych Łowcach Demonów itp. Bardzo dobrym posunięciem (posunięciem, na którym zresztą opiera się cała książka) było przybycie chłopca do Londynu i dotarcie do domu pewnego złodzieja.

Styl pisania:

Styl pisania oraz postacie to według mnie największe atuty książki. Autor odnosił się bezpośrednio do czytelnika i miałam wrażenie, że książkę ktoś opowiada, a nie sama muszę ją sobie opowiedzieć, jak jest, niestety, często.
Czasem można było trafić na kilka zbędnych opisów, ale to daruję. Gdy przy łatwym, ale pięknym języku autor stworzył niesamowity świat, który odzwierciedlał prawdziwe życie, muszę to darować.

Postacie:

Tutaj muszę za to książkę pochwalić. Bohaterowie byli wręcz fantastyczni. Każda postać była inna, jedyna w swoim rodzaju. Wszyscy mieli swoje odruchy, swoje powiedzonka... Cenię sobie w książkach niebanalnych bohaterów.
Według mnie trzeba samemu poznać Olivera i innych, gdyż ja tego nie opowiem.

Okładka, tytuł, opis z tyłu (opis - KLIK):

Okładka - szczerze mówiąc, nie wiem, co to jest i co to zdjęcie przedstawia. Pomijam już kompletnie te pomarańczowe czapki, które są "ramką" na około fotografii. Tak czy inaczej, okładka mi się nie podoba.
Tytuł - "Oliver Twist"... Chyba od książek z imieniem głównego bohatera w tytule się nie uwolnię...
Opis z tyłu - zaciekawił mnie. Z pewnością jest dziesięć razy lepszy niż ten, którego sama napisałam (u góry).

Ocena: 7/10.

***
Jak widzicie nastąpiły drobne zmiany. Dodałam m.in. "o czym opowiada książka", znikł "link do opisu", podkreśliłam ocenę i postanowiłam, że będę dodawać również cytaty. To tyle.

Przepraszam, że tak późno pojawiła się ta recenzja, ale ostatnio miałam sporo na głowie. I przepraszam drogą Paskudę, gdyż recenzja miała pojawić się wczoraj z dedykacją z powodu jej urodzin. Wybacz mi, Paskudo.

środa, 1 maja 2013

Kolejka książek - maj (hm, i koniec kwietnia).

Zaczął się maj, a to oznacza, że mam do przeczytania kolejną porcję książek. Trzy lektury są z biblioteki, więc za nie zabieram się najwszcześniej. Potem książka należąca do mamy, a później oczywiście kolej na moje!

Oto ten skromny stosik (od góry):



  1. "Oliver Twist" - Charles Dickens - zastanawiałam się, czy dodać recenzję tej książki i doszłam do wniosku, że owa lektura mogłaby kogoś zaciekawić.
  2. "Księga Labiryntu" - Carlo Frabetti
  3. "Jutro" - John Marsden
  4. "Cień wiatru" - Carlos Ruiz Zafón
  5. "Zawsze przy mnie stój" - Carolyn Jess-Cooke
  6. "Złodziejka mojej córki" - Rexanne Becnel
"Olivera" wcisnął mi tata, poszłam z nim do biblioteki i skręciłam w dział dla młodzieży... No i znalazłam tam "Księgę Labiryntu" oraz "Jutro" i nie mogłam ich nie wypożyczyć.

Czytaliście którąś książkę? Polecacie ją?